Czego Jaś się nie nauczy, Jan nie będzie umiał.
Kiedy koledzy gnali na łeb, na szyję do domów, z popołudniowej zmiany, aby jak najszybciej zasiąść przed telewizorami, by obserwować zmagania naszych plus, minus 21 letnich piłkarzy na Mistrzostwach Europy U21 – ja się nie spieszyłem. Nie dlatego, że nie lubię piłki nożnej. Nie cenię rozgrywek młodych piłkarzy lub zmagań reprezentacji narodowej itd. Nie spieszyłem się, gdyż na sporcie się znam, od lat uprawiając różne dyscypliny. Można powiedzieć, że sport towarzyszy mi nieomal od zawsze. Co prawda bez osiągnięć, do których specjalnie nie dążyłem, traktując bardzo amatorsko swój sportowy wysiłek. Ale dzięki swojej wieloletniej aktywności fizycznej, znam się na sporcie wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że jeśli ktoś czegoś nie trenuje na poważnie, to nie powinno się od niego oczekiwać pozytywnych efektów na korcie, bieżni, boisku lub gdziekolwiek indziej.
Właściwie, to nie powinienem dziwić się kolegom, że byli nastawieni na dobry mecz i ewentualne zwycięstwo, czy remis Naszych, dający reprezentacji awans. Ale powątpiewałem. Kalkulowałem, że jeśli naszym wystarczy remis, będą grać tak, by nie zapocić koszulek, a zanim się zorientują, że przegięli i wezmą się do roboty, będzie już na to za późno. Skąd u mnie takie kalkulacje? Z doświadczenia. Na przykład wiele lat temu, obstawiałem w zakładach bukmacherskich, mecze piłki nożnej. Głównie wyniki w lidze angielskiej, lecz po kilku miesiącach zrezygnowałem z tej ligi, dochodząc do wniosku, że przewidzenie wyniku jest zbyt trudne. Trudne, dlatego, że tam gra się do końca! Do ostatniej sekundy meczu! Nie ma, że ktoś prowadzi 2:1; 1:0; 3:1 lub 4:0 – tam gra się do końca i często, gdy w 85, 86… 89 minucie meczu cieszyłem się z trafnie obstawionego wyniku i wygraniu kilku złotych na zakładzie. Na angielskim stadionie padała bramka!!! W 90 minucie, albo w doliczonym czasie! Ba! Na angielskich boiskach jest znacznie gorzej! Na przykład drużyna czołowego Liverpoolu, Arsenalu czy Menchesteru, jedzie do jakiejś „wioski” na mecz ligowy, z miejscową drużyną od lat brylującą w strefie spadkowej i gwiazdy stadionów europejskich, często wracają do domu z remisem lub negatywnym wynikiem na koncie. Dlaczego? Bo miejscowa drużyna chciała pokazać się z jak najlepszej strony. Dla pełnego stadionu, na który przyszli zagorzali kibice, spodziewający się dobrego meczu, chociaż z góry nastawieni byli na kolejną przegraną swoich pupili, to wiedzieli, że chłopaki będą trawę gryźć, aby jak najlepiej wypaść u siebie! Na piłkarskich boiskach, wielu europejskich krajów, gra się podobnie.
Na naszych stadionach tak się nie gra i chyba się to nie zmieniło, bo jeśli by tak było – polskie drużyny klubowe, grały by w Lidze Mistrzów, a nie przegrywały kwalifikacje do ligi, z klubami, o których nawet wytrawny kibic prawie nigdy nic nie słyszał. U nas po strzeleniu bramki w 10-tej, 25-tej, czy 50-tej minucie meczu, gra się na utrzymanie wyniku. Stąd moje przekonanie, że jeśli nasze 21-letnie Orły mogą zremisować, bo to im do awansu wystarczy, to na sto procent przegrają.
Drugi czynnik skłaniający mnie do pesymizmu, wynikał z obserwacji szkolenia naszych młodych piłkarzy. Co mam wątpliwą przyjemność od kilku lat obserwować. Co najmniej 3-4 razy w miesiącu, ponieważ tyle razy biegam na bieżni tartanowej otaczającej boiska piłkarskie w dwóch ośrodkach, na których staram się odrobinę podnieść mój biegowy poziom.
Kiedy biegam po bieżni, przeważnie na boisku prowadzone są – ja bym to określił – zajęcia piłkarskie z odrobiną treningu! Bo jedyną osobą trenującą na ośrodku w tym czasie, jestem ja! Pal licho, że robię to bardzo mało profesjonalnie, ale za to cholernie się przykładam. Tymczasem na boisku – trening – o ile jest, lecz przeważnie go nie ma. Jeśli jest, trwa zaledwie kilkanaście minut, a później chłopaki kopią między sobą piłkę i tyle. Żadnych dryblingów, żonglowania piłką, prowadzenia piłki między tyczkami, sprintów, rzutów wolnych, przewrotów i nie wiem czego tam jeszcze, ponieważ prawdziwego treningu piłkarzy nigdy nie widziałem. Ale chyba coś jeszcze jest do zrobienia, skoro na Zachodzie gra się na wyższym poziomie???
Czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał – to przysłowie kolejny raz się sprawdziło. Dwa zwycięstwa, pozwoliły mieć złudną nadzieję, że z profesjonalnie przygotowanymi zawodnikami innych krajów, można wygrywać. Zdarza się, czemu nie. Nie ma rzeczy niemożliwych, ale na dłuższą metę wychodzi brak wyszkolenia, motywacji oraz złe nawyki wyniesione z polskiej ligi, na meczach której, gra się do pierwszej strzelonej bramki, a później bez większego zaangażowania, oczekuje się na końcowy wynik, nawet jeśli zdobędzie się tą bramkę w piątej minucie! Bo po co, męczyć się po próżnicy?
Po pierwszych dwóch meczach, dziennikarze sportowi i kibice, byli zachwyceni, a po trzecim? Zapewne zszokowani! Jak to się stało? Ale o co chodzi? Przyznam szczerze, że pięć bramek, które zafundowali nam Hiszpanie, również mnie zaskoczyło. Spodziewałem się przegranej, lecz nie srogiego łomotu! Mocnego lania, czy piłkarskiego oklepu! Co zrobić, tym razem i ja zostałem zaskoczony przez Naszych…
Oldboy65