Przygotujcie się na niezły literacki łomot!
Jeśli na literacki ring wyszedłby Zygmunt Miłoszewski z zamiarem zmierzenia się na słowa ze światowej klasy powieściopisarzem, a ja będąc bokserskim konferansjerem zapowiadałbym walkę. Zawołałbym głośno i doniośle, jak słynny Michael Buffer; „Let’s get ready to rumble!!!” (o ile by mi na to pozwolił) i rozpoczęłaby się zawzięta łomotanina. Służbowo byłbym bezstronny – zapowiedziałbym walkę i czekał na następne krótkie wejście konferansjera, ale prywatnie obstawiałbym za Miłoszewskim, nawet gdyby miał zmierzyć się na słowa z takimi gigantami literatury jak Robert Ludlum, Ken Follett, czy Robert Brian Cook!
Po przeczytaniu kolejnej powieści Zygmunta Miłoszewskiego, mogę na sto procent stwierdzić, że jest to pisarz wagi super ciężkiej! „Jak zawsze” jest opowiadaniem o przemijaniu, podsumowaniu życia o optymistycznym spojrzeniu na starość oraz o chęci bycia na świecie, mimo nieuchronnie wygasającego organizmu. „Komedia ironiczno – romantyczna o parze, która dostała szansę przeżycia jeszcze raz swojej miłości…” – takie słowa widnieją na odwrocie książki i jest to celne podsumowanie.
Nie boję się śmierci, lecz lękam niedołęstwa, na przykład tego, że nie będę mógł samodzielnie iść do kibla, a nawet jeśli jakimś cudem udałoby mi się tam dotrzeć, ktoś musiałby podetrzeć mi tyłek. Czasami rozmyślam o czekającej mnie niemocy, ale dopóki funkcjonuję, wolę nacieszyć się życiem, chociaż moja wędrówka po placówkach Służby Zdrowia rozpoczęła się znacznie wcześniej niż się spodziewałem: kardiolog, chirurg, okulista, hematolog, USG, EKG itd., itp. Nogę nadal mam opuchniętą i tak podobno już do śmierci zostanie. Szybciej się męczę niż dawniej, częściej przeziębiam, a w głowie słyszę nieustanny szum, którego podobno nie można zlikwidować.
Poniżej przytaczam niewielki fragment powieści o tym, że można cieszyć się życiem nawet po 80-tce. Ale jeśli komuś życie nie przynosi radości w wieku 20-tu, 30-tu, 40-tu lat, to później nie przyniesie tym bardziej. Stąd prosty wniosek na to, że nie do wszystkich, treść tej książki może dotrzeć.
Przeczytajcie niewielki fragment na zachętę, chociaż lepiej przeczytać ją w całości:
„Nie mam pojęcia, co mi strzeliło do głowy, żeby iść do tego sklepu. Trzeba było zamówić przez Internet i to w kilku rozmiarach, potem bym odesłała. Ale nie mogłam się zdecydować, nie byłam pewna, czy dobrze przeliczam tabele rozmiarów i zrobiło się za późno na wysyłkę…
– Taaak?
Jasna, żadne „czym mogę służyć?” albo „w czym mogę pani pomóc?” Bardziej „taaak, zgubiła się pani? Taaak, pokazać drogę do apteki? A może do toalety?” Taaak?”.
Miałam ochotę uciec i kosztowało mnie to sporo wysiłku, żeby podreptać w stronę kontuaru.
– Szukam czegoś sexy – powiedziałam.
Panienka, na moje oko w wieku gdzieś między porodówką a gimnazjum, aż wyszła zza lady i załamała ręce. Brakowało tylko, żeby zawołała „olaboga!” i się przeżegnała.
Przez chwilę szukała słów.
– Na prezent?
– Na prezent dla mnie.
– Rozumiem.
I zamilkła, jakby po zrozumieniu czegokolwiek musiała chwilę odpocząć, taki wysiłek, że olaboga…
– Jak bardzo sexy?
– Tak bardzo sexy, żeby stanął osiemdziesięciotrzylatkowi. Ekstremalnie sexy.
– Rozumiem.
I znowu się zawiesiła. Żal mi się zrobiło dziewczyny.
– Proszę pani – powiedziałam tonem miłej babci z prowincji. – To nie żart. Wolałabym pójść prosto do przymierzalni, ale zamiast tego wyjaśnię. Ja mam siedemdziesiąt osiem lat, a mój mąż osiemdziesiąt trzy. Dziś mija dokładnie pięćdziesiąt lat od dnia, kiedy pierwszy raz uprawialiśmy seks. Uprawia pani seks?
– Słucham?
Chyba nie potrafiłam powiedzieć tego prościej, więc dałam jej chwilkę.
– Prawdę mówiąc to jeszcze nie – wydusiła w końcu.
– Cieszę się, że ma pani ten cudowny moment przed sobą. Ale teraz proszę odwołać się do swojej teoretycznej wiedzy na ten temat i spróbować mnie zrozumieć. Mam dziś z mężem bardzo ważną rocznicę i wiem, że on zrobi wszystko, żeby stanąć na wysokości zadania. Na pewno się szprycuje jakąś chemią i mam nadzieję, że to wszystko przeżyje, ale bardzo chciałabym mu pomóc. Dać jakiś bodziec. Mężczyźni są prości w obsłudze, zobaczy pani, ich serce może zasilić w krew tylko jeden ważny organ naraz. Kawałek czerwonej koronki i dostaną erekcji nawet w przeręblu, można wtedy dawać do podpisu akty notarialne. Dom, samochód, na co tam pani będzie miała ochotę.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
– Mówiąc wprost – kontynuowałam – musi mi pani znaleźć coś, w czym będę wyglądała jak mokry sen każdego fetyszysty fantazjującego o starych, pomarszczonych babach…”
… zakupy i podsumowanie: „… Dobrałam jeszcze pończochy i zapłaciłam absolutnie astronomiczną sumę; jakby to przeliczyć na gramy, to pewnie ten towar kosztowałby więcej niż kokaina.
– Dziękuję i zapraszamy ponownie – wyrecytowała dziewczyna, podając mi pakunki i dodała: Super pani jest. Chciałabym, żeby moja babcia była taka. To znaczy gdyby żyła, tak?
Cóż było robić. Uśmiechnęłam się miło na pożegnanie.”….
Oldboy65
Fragment powieści „Jak zawsze” Zygmunta Miłoszewskiego
Michael Buffer „Let’s get ready to rumble!” (Przygotujcie się na niezły łomot!).