Magiczna wyspa Teneryfa!
Fot: Pico Viejo (3135m n.p.m.) – Park Narodowy Teide
Na Teneryfie wylądowaliśmy z Małżonką na początku marca (kiedy wyjazdy zagraniczne nie były jeszcze zabronione), jako uczestnicy trekkingu organizowanego przez firmę Sport Events, z którą byliśmy na kilku wyprawach i chcielibyśmy pojechać na kolejną, tak bardzo spodobała nam się formuła organizowanych przez nią imprez.
Ten rodzaj aktywności nazywam – trekkingiem dla aktywnych mieszczuchów, ponieważ przejście 5km w łatwym terenie, może sprawić trudność każdej osobie ograniczającej swoją codzienną aktywność do niezbędnych funkcji życiowych, bez aktywnej fizycznie rekreacji. Górskie wycieczki wynoszące od kilku km do ponad 10km, organizowane w ramach trekkingu były przeznaczone dla większości miłośników górskich pejzaży, którym nie zależy na nabijaniu kilometrażu w Endomondo, lub innym programie, tylko na podziwianiu przyrody oraz czerpaniu przyjemności z górskich wędrówek w urozmaiconym terenie.
Fot. Widok na Teide (3718m) z rozłożystego szczytu Montana de Guajara 2718 m n.p.m
Pierwsze trzy dni spędziliśmy w hotelu Dragos del Sur w Puerto de Santiago, położonym przy głównej drodze prowadzącej przez miasteczko, lecz nam to nie przeszkadzało, gdyż na przesiadywanie w nim nie było wiele czasu. Ale po powrocie z wypraw mogliśmy nacieszyć się wygodnym i przestronnym apartamentem, a przed wyjazdami – śniadaniami, które czekały na nas w formie szwedzkiego stołu w hotelowej restauracji.
Pierwszego dnia wybraliśmy się wyjątkowo krętą drogą do wioski Masca, a następnie ruszyliśmy w ok. 10km trasę z przewyższeniem +300m / -800m prowadzącą przez płaskowyż Teno nad brzeg oceanu. Co zajęło nam około 6 godzin.
Następnego dnia wyjechaliśmy do Parku Narodowego Teide i z Parkingu przy Centro di Visitanto na wysokości ok. 2100m ruszyliśmy na szczyt Montana de Guajara 2718m n.p.m Robiąc okrężną ok. 9km trasę, wróciliśmy na parking.
Fot. Sypialnia w naszym apartamencie – Hotel Dragos del Sur > https://www.hoteles-losdragos.com/en/dragos-del-sur/
Największą atrakcją była wyprawa na najwyższy szczyt Hiszpanii PICO DEL TEIDE 3718 m n.p.m. Tym razem na miejsce jechaliśmy nieco dłużej ok. 1,5 godziny i w ciągu ponad dwóch godzin zrobiliśmy ponad 3500m przewyższenia. Na wysokość 3500m n.p.m dostaliśmy się kolejką kabinową, a przebycie pozostałych +200m na szczyt, zajęło nam kilkadziesiąt minut.
Na szczyt Teide jest ograniczony dostęp i jeśli ktoś z Was chciałby się tam dostać indywidualnie, musi załatwiać zezwolenie, co najmniej kilka miesięcy wcześniej, bez gwarancji, że się tam dostanie, gdyż przy wietrznej pogodzie, albo innych nie sprzyjających warunkach atmosferycznych, wejście na wulkan jest zabronione.
Po zejściu z Teide, od wysokości 3500m, schodziliśmy kilka godzin pokonując ponad 1600m przewyższenia, nie licząc kilku mniejszych podejść po drodze. Całość trasy wynosiła 11km, a czas przejścia zajął nam 6 godzin. Był to w wielu miejscach wymagający odcinek prowadzący po ruchomych głazach rozpościerających się u podnóża wygasłego wulkanu, w środku którego nadal dzieje się coś niespokojnego, gdyż na szczycie, w kilku miejscach wydostawały się opary siarkowodoru. Schodząc po kamiennym rumowisku, dowiedziałem się, że moje stopy mogą wyginać się w przeróżnych kierunkach, lecz na szczęście wracały do swojego tradycyjnego położenia.
Górskie wędrówki przebiegały w upalnej temperaturze, która wynosiła 21-28ºC w cieniu, a rozrzedzone powietrze, powodowało to, że nawet mocne kremy z filtrem ledwo dawały radę!
Fot. Papas Arrugadas, czyli pomarszczone ziemniaczki kanaryjskie z sosami Mojo Rojo i Mojo Verde. Nigdy bym nie przypuszczał, że ziemniaki w mundurkach staną się kiedyś dla mnie daniem głównym, którym będę się zachwycał! Pychota!
Kolejnego dnia przenieśliśmy się do Santa Ursula, miejscowości położonej po drugiej stronie wyspy, w okolicach stolicy Santa Cruz De Tenerife, po drodze zaglądając do kilku ciekawych miejsc. Zajrzeliśmy do portowego miasteczka Garachico, w XVIII wieku częściowo zalanego przez lawę. Zatrzymaliśmy się w Icod de los Vinos, aby zobaczyć ok. 1000 letnie drzewo smocze drzewo – „Drago Milenario”, którego purpurowe soki służyły do farbowania szat królewskich. Później zatrzymaliśmy się w La Laguna, aby zajrzeć do zabytkowej części miasta i pojechaliśmy do Santa Ursula, gdzie mieliśmy nocować przez następne dni.
Ostatnie dwa dni naszego pobytu, to wędrówki w Górach Anaga z pięknymi widokami na ocean. Były to około 12km trasy, przejście których zajęło ok. 6 godzin. Ja z Żoną wybraliśmy się tylko na pierwszą wyprawę – Szlakiem Piratów. Trasa prowadziła z miejscowości Chamorga położonej na wysokości 475m, skąd wspinaliśmy się początkowo pod górę, by zejść w kierunku latarni na wysokość 250m, a następnie wędrować malowniczymi ścieżkami prowadzącymi trawersem ciągnącym się zboczami okolicznych wzniesień, który raz wznosił się, a następnie opadał i było tak kilka razy, aż do miejscowości Benijo, gdzie czekały na nas busy.
Fot. Na szlaku piratów w Górach Anaga.
Nie opisywałem dokładnie naszych wędrówek, ponieważ znajdziecie to w ofercie na stronie Agencji Górskiej Sport Events > https://www.sport-events.pl będącej organizatorem trekkingu. Firmę z Żywca polecam każdemu miłośnikowi gór i górskich wędrówek. Możliwe, że osoby pragnące pokonywać dziesiątki kilometrów dziennie w mocnym tempie, mogłyby mieć niedosyt kilometrów w nogach, ale wszyscy inni, dla których najważniejsze jest obcowanie z przyrodą, bez konieczności pokonywania dużej ilości kilometrów z możliwością robienia ciekawych zdjęć po drodze i podziwiania pięknych widoków, na sto procent będą zadowolone.
Naszą ok. 20 osobową grupą opiekowało się dwóch przewodników i po kilku wyprawach ze Sport Events mogę napisać, że dla firmy pracują profesjonalni przewodnicy, bardzo dobrze przygotowanymi teoretycznie oraz znający teren przez który prowadzą górskie wycieczki. Nie wiem jak będzie w tym roku, czy jeszcze gdzieś będzie można się udać, ale kolejny udział organizowany przez tą firmę jest w planie.
Galerie zdjęć z wycieczek po Parku Narodowym Teide znajdziecie na fanpage.
Oldboy65