Dolina Bogów
Kilka tygodni temu na FB wyświetliła się informacja o premierze filmu Dolina Bogów którego reżyserem jest Lech Majewski. Nie będę robił z siebie eksperta kinematografii i przyznam się bez bicia, że nazwisko reżysera nic mi nie mówiło! Po prostu nie kojarzyłem człowieka!
Ale kiedy zauważyłem, że w jednej z głównych ról jego filmu występuje John Malkovich, doszedłem do wniosku, że polski reżyser najwyraźniej jest cenionym twórcą za oceanem, gdyż aktorzy pokroju Malkovicha, nie zeszliby poniżej wysokiego poziomu artystycznego jaki prezentują, grając w kiepskiej, nic nie znaczącej produkcji.
Poszedłem tym tropem myślenia dalej i obejrzałem ciekawy wywiad z reżyserem, następny z Malkovichem, kolejny z odtwórcą drugiej ważnej roli – Joshem Hartnettem, docierając do jeszcze innych materiałów. Nigdy wcześniej nie byłem tak dociekliwy, starając się dowiedzieć o produkcji jak najwięcej, lecz tym razem postąpiłem właśnie w ten sposób.
W wywiadzie John Malkovich wspomina, że zdecydował się zagrać w filmie Dolina Bogów, nie ze względu na postać jaką miał odtwarzać, ale ze względu na możliwość współpracy z Lechem Majewskim. Aktora zaciekawiło to, jak współpracuje się z reżyserem o niekonwencjonalnym podejściu do filmu i postanowił to sprawdzić, a mnie zaintrygowało to, co z tej współpracy wyszło. Co przesądziło o tym, że zdecydowałem się pójść na ten film.
Nie powiem, że wchodziłem do kina śmiało, jako nieustraszony wielbiciel najtrudniejszych filmów (twórczości Ingmara Bergmana nie ogarnąłem), ponieważ obawiałem się, że film mnie przerośnie i będzie dla mnie za trudny w odbiorze…
W Dolinie Bogów reżyser prowadzi jednocześnie trzy główne wątki swojej opowieści. Mamy tutaj poruszoną historię najbogatszego człowieka na naszej planecie – Wesa Taurosa (John Malkovich) Który ma wszystko, lecz stracił to, co było dla niego najcenniejsze – najbliższe mu osoby i nic nie jest w stanie ich zastąpić, oraz losy pisarza Johna Ecasa (Josh Hartnett) zmagającego się z problemami w życiu prywatnym, a także współczesne życie Indian Navajo, których życie zatrzymało się w czasie i nie dają sobie rady z rzeczywistością, w której muszą żyć. Bo starodawne wierzenia trzymają ich jak kotwica w przeszłości.
Kiedy poznałem treść filmu, ciekawiło mnie, jak reżyser zepnie losy tych ludzi w całość. Zrobił to przyzwoicie, nie komplikując opowieści zawiłą historią. W zasadzie jest ona bardzo prosta w konstrukcji, a jednocześnie skomplikowana w odbiorze, w jej interpretacji, bo każdy może dowolnie odebrać treść przekazu i może dlatego tak skrajne są teraz oceny tego filmu?
W zasadzie temat filmu, można by było streścić jednym zdaniem: „Do najbogatszego człowieka na Ziemi, planującego wykupić tereny zamieszkiwane przez plemię Indian Navajo, żeby wydobywać uran, przyjeżdża pisarz, aby przeprowadzić wywiad z bogaczem i napisać historię jego życia.”
I w tej prostocie tkwi pułapka, w którą wpadamy zasiadając w fotelu, bo czeka na nas znakomita muzyka, niespotykane plenery oraz dobra gra aktorska. Ten film ma klimat, ale jego oceny mogą być naprawdę bardzo skrajne, budzące zachwyt, albo niechęć. Ja doszukiwałem się czegoś więcej, czegoś co zostało tutaj znakomicie przedstawione – zderzenia trzech światów; niesłychanego bogactwa, problemów życia przeciętnego człowieka oraz życia ludzi, który mentalnymi korzeniami nadal tkwią w zamierzchłej przeszłości.
To trudny film, nie będę ukrywał, bowiem zawiera dużo metafor, odniesień, przenośni itd. Dlatego na portalu filmweb.pl sklasyfikowany jest jako film fantasy, a jego oceny wśród widzów są różne. Mnie się podobał, ponieważ nawet jeśli nie jest kompletny i można tak jak ja, czuć niedosyt, to broni się swoim przekazem, który mówi o tym, że:
Życie, bez względu na to kim jesteśmy, nie oszczędzi nikogo i nawet dla najbogatszego człowieka świata, może być bezlitosne, zabierając mu to, co dla niego jest najcenniejsze i żadne pieniądze nie pozwolą mu tego odzyskać!
Jeśli wiedzie nam się dobrze, lecz nie potrafimy się z własnym życiem uporać, układając swój mały świat, tylko według pragnień które nami kierują, a nie w zgodzie z tym, czego bliskie nam osoby od nas oczekują, to nie będziemy szczęśliwi i wcześniej lub później nasz świat się zawali!
Jeżeli cały czas będziemy żyli przeszłością, będzie ona trzymać nas w miejscu jak kotwica, nie pozwalając się rozwijać, poznawać świata i iść przed siebie. Staniemy się przez to coraz bardziej apatyczni, zgorzkniali oraz rozczarowani życiem!
O tym jest Dolina Bogów, a ja po obejrzeniu filmu, mogę zgodzić się nawet ze skrajnymi ocenami – zaczynając od totalnej krytyki, a kończąc na wielkim zachwycie. Bo takie jest życie, każdy z nas odbiera je po swojemu.
Oldboy65