Metoda Małej Michy
Końcówka maja dotarła nawet do mojej wioski, a na moim skołatanym grzbiecie 4kg tłuszczu więcej i pozytywne efekty dietetycznej męczarni zostały tylko mglistym wspomnieniem. A tak lekko już było!
Od kilku dni w gardle sucho. Co najwyżej jakiś kaszel w głębi ciała się zbiera. Dla odmiany nos zawalony po brzegi glutami. Ale przeziębienie jakby odpuściło. Być może syrop z Dzikiego Indyka z colą pozytywnie zadziałał, bo Aspiryny nie miałem.
W najbliższą sobotę start w Sobótce. To tylko 5km pod górkę, więc dam radę! Tymczasem przede mną Slow Life – Macieja Kozakiewicza i wdrażanie tematu powolnego życia. Ale nie polegającego na tym, że na przykład będę obierał ziemniaki dwa razy dłużej niż dawniej. Tylko na filozofii życia w zgodzie z naturą i samym sobą. Ba! Na aktywnym życiu, a nie biernym oczekiwaniu na śmierć, która i tak nas dopadnie, czy tego chcemy, czy nie. Właściwie to książka o pracy nad sobą i o tym, że warto to robić aż do końca życia.
Między innymi dlatego wyciągnąłem z szafy mniejsze miseczki, wyganiając z nich przestraszone pająki. Które zdziwione zerkały na mnie, jakby pod nosem mamrocząc; „Pojebało go, znowu będzie się odchudzał!?”
A tak właśnie mnie naszło, bo gdy widzę starszych od siebie ludzi – otyłych, wypełniających własnym tłuszczem olbrzymie, pękające w szwach ubrania. Nienasyconych, zgorzkniałych, sfrustrowanych, obwiniających cały świat za swą niedołężność, a nie własne zaniedbania. Okłamujących się perfidnie! Mówię sobie: Oj nie, ja nie chcę ostatnich lat swojego życia spędzić na przymusowym siedzeniu w fotelu i użalaniu się nad sobą! Ja chcę poczłapać do lasu, wybrać się na łąkę, albo nawet do marketu popatrzeć na śpieszących się ludzi!
Stąd pomysł na oszukiwanie organizmu i Metoda Małej Michy. Bo do dużej zawsze dolewałem, gdyż było mi mało, gdy zerkałem w do połowy napełniony pojemnik. A tutaj, dwie chochelki i już! Oczy widzą, że jest pełno. Dusza się raduje. Po prostu szał!
Oszukiwanie organizmu to stara jak świat metoda. Nic twórczego. Ale sami dobrze wiecie, że nie wystarczy czegoś wiedzieć, lub coś posiadać, bo od tego nasze życie się nie zmieni. To trzeba zastosować!
Mam nadzieję, że do małej miski się przyzwyczaję. Bo psychicznie będzie zawsze pełna, to może i organizm przyzwyczai się do mniejszych objętości. Pozostałe pojemniki też przydałoby się zmniejszyć, to i żołądek się skurczy. W każdym razie, to moje 52, albo 73 podejście do diety. No może trochę z tą cyfrą przesadziłem, ale na pewno któreś tam z kolei. A jaki jest tego efekt? Mam sporo na grzbiecie, lecz bez tego ciągłego ograniczania jedzenia, pewnie posmarowałbym teraz masłem komputer, obłożył go szynką, plastrami pomidora oraz ogórka i wpier…ł zamiast pisać tekst dla siebie na pocieszenie, o tym że znowu się zaczęło, że się nie poddałem. Że jestem wytrwałym wojownikiem, walczącym z własnymi niedoskonałościami i takie tam pierdy.
Tymczasem lecę po żarcie do sklepu, bo wykupią! Mam pomysł na sałatkę z selera z szynką, ananasem oraz majonezem jako dodatkiem. Tylko jak będzie smakowała taka sałatka z pominięciem na przykład szynki i majonezu, albo ananasa i majonezu? Może da się zjeść, zastępując szynkę fasolą, ananasa – jabłkiem, a majonez znacznie mniej kalorycznym sosem z limonką, kolendrą i chilli?
Oldboy65