Poniedziałkowy bieg na Zaltman
Szczyt Zaltman od dawna chodził mi po głowie. Ale nie dlatego, że jest to spektakularna góra, po zdobyciu której można by było chwalić się niezwykłym osiągnięciem na Facebooku. Jest to niewielkie, nieco ponad 700 metrowe wzniesienie. Będące najwyższym szczytem mikroskopijnych Gór Jastrzębich położonych tuż za granicą, u naszych czeskich sąsiadów. W takim razie skąd u mnie zainteresowanie czeską górką?
Wiele miesięcy temu postanowiłem, że będę robił biegowe wyprawy w zupełnie nie znane mi tereny, położone w zasięgu ręki. Maksymalnie 100km od domu i tym razem ruszyłem w Jastrzębie Góry. Ale najpierw była wizyta u Dragona. Lentilky, piwo oraz Campari. Taki tradycyjny zestaw nabyłem w przygranicznym sklepiku. Lentilki uwielbiam, chociaż to podobno już niemiecki produkt. Może to zupełnie bez znaczenia, ale po 110 latach produkcji kultowych cukierków w Czechach, przeniesiono ją do Niemiec. Jeśli chodzi o czeskie piwo, to mam nadzieję, że małe czeskie browary nie zostaną przejęte przez piwne molochy, które z dobrego piwa, zrobią tradycyjną berbeluchę z nutką chmielu, żeby nie było. Tak właśnie stało się na Słowacji, przynajmniej z tymi piwami które pijałem podczas kilku pobytów na Słowacji. A teraz? Brr! Lepiej napić się herbaty. A Campari kupiłem nie dla siebie.
Łąka na około 4km treningu
Do Okrzeszyna z którego postanowiłem ruszyć w czeskie góry, dotarłem przed godziną 11:00 Prognoza pogody była nieciekawa. Zapowiadano burzę i deszcz na wczesne godziny popołudniowe. Dlatego musiałem zagęszczać ruchy. 20km to dla mnie 2,5-3,5 godziny marszobiegu, ponieważ bieg spowalnia dokumentowanie trasy. A na mniej uczęszczanych szlakach, oznakowania bywają często zaniedbane. Dodatkowo namierzając tracka, nie mogę pozwolić sobie na pomyłki. Stąd wolniejszy bieg.
Zaparkowałem przed ostatnimi budynkami Okrzeszyna obok przystanku autobusowego i ruszyłem w kierunku granicy. Dobiegając do niej ujrzałem kilka samochodów stojących po czeskiej stronie, kolarzy oraz osoby obsługujące punkt kontrolny i dożywiania. Czesi przeprowadzali zawody MTB Co wcale mnie nie zaskoczyło. U nas imprezy muszą być w sobotę, albo w niedzielę, bo w innym terminie nie da rady. U nich nie ma takich ograniczeń. Lokalne zawody rowerowe, biegowe, a może i inne, organizują również w tygodniu i nie mają z tym problemu.
Ciężki bunkier przeciwpiechotni na Pahorku (652m)
Po kilometrze biegu szutrową drogą, z domieszką starego asfaltu, dotarłem do miejscowości Petrikovice. Zbiegłem w kierunku głównej drogi do szosy nr 301 Następnie zakręciłem w lewo, podbiegając ok. 300m asfaltem pod górę. A dalej pnącym się stromo do góry szutrem dotarłem do torów kolejowych. Za nimi skręciłem na wąską ścieżkę prowadzącą pod górę. Ten fragment trasy był najbardziej stromy, dlatego zaczęła się moja wspinaczka. Dodatkowo przez kilkaset metrów, zielony szlak prowadził błotnistą ścieżką przez gęste zarośla. Ale ścieżka była wyraźna, co oznaczało, że jest często używana.
Ten fragment prowadził przez gęsto zarośnięty teren, z wyłaniającymi się spomiędzy zarośli, licznymi skałkami. Później droga zamieniała się w polną ścieżkę i ponownie w drogę, lecz tym razem prowadzącą między łąkami oraz pastwiskami i tak było kilka razy. To malowniczy teren, obfitujący w bujną roślinność, chociaż mało widokowy.
Widok z wieży widokowej na Zaltmanie
Pojawiły się bunkry przeciwpiechotne, pierwsi turyści napotkani po drodze, liczne oznaczenia trasy poniedziałkowych zawodów i pierwsze krople deszczu z czarnych chmur przemieszczających się nad górami. Dotarłem do Markousovickiego Grzbietu (708m), na którym znajduje się wieża widokowa. Widok z niej był piękny, lecz ciężkie chmury skutecznie zasłaniały odległe Karkonosze, które powinienem ujrzeć ze szczytu wieży. Zrobiłem pamiątkowe zdjęcia i ruszyłem w kierunku Zaltmana.
Dalsza część marszobiegu była podobna; mieszany las, łąki, pastwiska, turyści, rowerzyści i bunkry. Pierwsza wieża znajdowała się na ok. 5km treningu, a druga na najwyższym szczycie Jastrzębich Gór o nazwie Zaltman (740m) pojawiła się na ok. 9,5km biegu. Wspaniały widok roztaczał się z nowej wieży widokowej, postawionej niedawno na miejscu starego obiektu. Ale dalsze okolice ciągle były zasłonięte groźnymi chmurami, straszącymi deszczem.
Profil trasy treningu z mojego Garmina
Wracałem tą samą trasą obawiając się ulewy. Tuż przy granicy uczestnicy zawodów nadal zjeżdżali stromym zboczem, z którego ja bałbym się sprowadzać rower. Ostatecznie nie mam pojęcia czy zapowiadana ulewa dotarła do Jastrzębich Gór, ponieważ w blasku słońca ruszałem swoim wiernym bolidem do domu. Pokonałem 19km trasę o przewyższeniu +472m Nie mam pojęcia, czy z treningowego punktu widzenia, takie biegi mają wpływ na moją formę fizyczną, ale na sto procent główka odpoczywa, bo nawet gdy trasa biegu nie jest wybitnie interesująca, to skupienie się na pokonywaniu kolejnych kilometrów w nieznanym terenie pozwala zapomnieć o wszystkim i skutecznie się zresetować.
Oldboy65
Ps. Strona zawodów o których wspominałem > https://www.mtbtrilogy.com