Duża jasna na początek…
Na zdjęciu wczorajsza, średniej wielkości biała kawa kupiona w warszawskim Starbucksie plus ciasteczko. Ale dzień pierwszy reszty mojego życia zacząłem od dużej białej peruwiańskiej kawy zrobionej w Krupsie i to bez ciasteczka. Tym akcentem postanowiłem podjąć 1428 próbę naprawy swojego życia. Przynajmniej w sferze odżywiania oraz dbałości o wygląd osobisty. Co tu dużo mówić. Dojebałem ostatnio – bezlitosna waga oraz krawiecki centymetr nie kłamią.
Do jednych ze swoich wad zaliczam brak umiejętności udawania, że nie widzę tego, co robię źle i nie obarczam winą za owe niedociągnięcia całego świata. Kiedyś za swoje niedoskonałości, zwalałem winę na geny. Z pewnością coś w tym jest. Ale jeśli ktoś ma tendencje do tycia, a jedynym sposobem na nie tycie jest trzymanie codziennej diety w ryzach. Powinien to robić, a nie zasłaniać się genami! Bo moi rodzice tyją! Cała rodzina jest gruba, to i ja gruby będę. Gówno prawda. Jeśli ktoś nie jest otyły na wskutek jakiejś choroby, to jest gruby tylko dlatego, że źle się odżywia. Aktywność fizyczną stawiam tutaj na odległym, drugim miejscu. Bo na spalenie pochłoniętych kalorii z jednego wafelka w czekoladzie. Zjedzonego do porannej kawy w ciągu zaledwie 2-3 minut, potrzebujemy biegać co najmniej przez godzinę!
Nie będzie gorzkich żali. Biczowania się i tym podobnych ekscesów. Muszę ogarnąć bazę po powrocie z Warszawy. Ruszyć w pobliskie knieje, żeby dorobić kilka kilometrów biegu do nędznego kilometrażu. Bo miesiąc zmierza ku końcowi, a kilometrów mało! Przejrzeć zdjęcia i napisać co nieco o weekendowej wyprawie do stolicy.
Tak. Dopóki można korzystać z życia, trzeba to robić. Wiem, że niektórzy ludzie robią to w zupełnie inny sposób. Na przykład leżąc na kanapie, namiętnie obserwują zmagania piłkarzy w Lidze Mistrzów (to, ci bardziej usportowieni), oglądają z wypiekami na twarzy „pasjonujące” przygody „bohaterów” programów typu reality show, albo niekończące się seriale o losach brazylijskiego Janusza i Grażynki.
Ja natomiast lubię coś zupełnie innego. Nie musi to być zaraz pompatyczne, wzniosłe. Bóg wie jakie doznanie. Bo równie mocno ciekawi mnie to, co znajduje się za najbliższym wzniesieniem jak i to, co mógłbym ujrzeć w odległych górach, w które muszę wybrać się przemierzając autokarem przez całą Europę. W tym roku mają to być Góry Przeklęte rozłożone na granicy Kosowa, Czarnogóry i Albanii. Taki w każdym razie jest plan.
Lecę do kuchni pitrasić zupkę. Zacznie się kolejna głodówka! No dobrze – nazwijmy ten rozdział bardziej delikatnie „zbilansowaną dietą” a dokładniej „dietą redukcyjną” na małym kalorycznym minusie, gdyż na dużym głodzie nie wyrabiam dłużej niż 2-3 dni. Ileż to już razy przerabiałem ten schemat: chudnę – tyję, chudnę – tyję, chudnę – tyję? Ale bez ciągłego nawracania się na właściwą drogę, ważyłbym pewnie ze 120 kilogramów. Tylko po co? Niech mi ktoś ważący 30, 40, 50kg więcej niż powinien – odpowie, po co tyle waży? A! Byłbym zapomniał. Niewłaściwe geny spowodowały tycie! A nie obżarstwo i brak ruchu! No nie wytrzymam. Jest to wyświechtane do porzygu stwierdzenie. Nic więcej.
Oldboy65
Ps. Kawa ze Starbucksa jest całkiem niezła jak na kawę przemysłową. Polecam. > https://www.starbucks.pl