Czujesz sens, czy bezsens istnienia?
Czy zastanawiałeś się nad sensem istnienia? Tak, czy nie? Ja robiłem to, co najmniej milion razy! Jakieś wnioski? Są! Oczywiście! Nasze życie jest bezsensownym błąkaniem się w czasie i przestrzeni. Na szczęście można je skrócić rzucając się z dachu. Trując się. Wieszając, lub w inny dowolny sposób. Ale postanowiłem tego nie robić. Być może ze strachu przed tym, co czekałoby mnie w zaświatach, a może trochę z ciekawości o to, co nowego jeszcze wydarzy się na świecie. Poza tym, gdybym to zrobił. Byłoby to, co najmniej jak naplucie w twarz komuś, kto jest naprawdę bardzo nieszczęśliwym człowiekiem!
Zauważyłem, że jesteśmy szczęśliwi, gdy wszystko układa się po naszej myśli. A nieszczęśliwi wówczas, kiedy świat wali nam się na głowę. Taka zależność ma nawet jakiś sens.
Może zdarzyć się, że będąc kobietą, poznasz wspaniałego faceta. Myślisz to ten jedyny! Co prawda nie jest księciem z bajki i nie ma białego konia, ale posiada wypasionego forda z salonu. To on. Na sto procent! Jest sielanka, bo spełnia wszystkie twoje fanaberie, ponieważ ma forsy jak lodu. Co najmniej dwa razy w tygodniu przynosi ci kwiaty, nie żąda seksu który cię zwykle nudzi i wynosi śmieci bez szemrania! Ba! Nawet myje zęby raz w tygodniu! Jesteś szczęśliwa. A tymczasem tkwi w nim drzemiące ZŁO! Po kilku miodowych latach. Małżonek otrzymuje propozycję opieki nad ogromnym hotelem górskim po sezonie. Jesteście zachwyceni, bo on ceniony pisarz, może dokończyć kolejną powieść kryminalną, a ty z dzieckiem odpoczniesz od zgiełku dnia codziennego. Ale drzemiące w nim ZŁO korzysta z uroków odludzia wychodząc na zewnątrz. Zamieniając kochającego męża w potwora! Dlatego musisz przed nim uciekać. Bo jego siekiera jest naprawdę bardzo ostra, a on nie zawaha się jej użyć!!! No dobrze poniosło mnie. Ale czyż nie byłby to powód do bycia nieszczęśliwą oraz do zastanowienia się nad sensem życia? Bo jeśli jest dobrze, to o tym nie myślimy. Ale w takiej sytuacji można się nad tym zastanowić. O ile się zdąży.
A teraz z innej beczki. Twoja żona ucieka z najlepszym kumplem, zabierając wszystkie oszczędności. Dom na który zaciągnąłeś gigantyczny kredyt spłonął z niewiadomych przyczyn. A ukochany kundel, przygarnięty przez ciebie z litości, ugryzł cię bez powodu. Pomijam to, że nieznani sprawcy zniszczyli twój nieubezpieczony samochód. Syn udał się do specjalistycznej kliniki na operację zmiany płci, a kochanka cię opuściła, ponieważ zostałeś bez forsy i bez pracy, gdyż załapałeś się na redukcję etatów. No i alkohol podrożał! Taa! Możesz być trochę zniesmaczony.
Słuchaj! Układasz plan treningowy, ponieważ chcesz zrobić sylwetkę plażową na wakacje. Żeby brylować na plaży w Rewalu, wśród zaniedbanych, brzuchatych Januszy. Od dłuższego czasu ćwiczysz, więc doświadczenie masz, ale bez przesady. Ekspertem nie jesteś. Tymczasem układasz kolejny plan treningowy, nad którym z niedowierzaniem pochyliłyby się legendarny Arnold Schwanzeneger, stwierdzając – nie dałbym rady! Ale ty działasz. Przerzucasz tony żelastwa! Jesteś zadowolony, gdyż postępy są ogromne. Mięśnie rosną jak na drożdżach. Pojawia się sześciopak. Nie martwisz się tym, że przeciążasz organizm, ponieważ nic ci nie jest. A raczej nic ci nie było! Bo on zaczyna w końcu nawalać. Chrupnęło w kolanie. Zatrzeszczało w krzyżu. Zabolało w bicepsie i czar prysnął! Dopiero teraz zastanawiasz się nad swoim organizmem, misternie ułożonym planem i sensem istnienia. Bo od dwóch tygodni nie możesz ćwiczyć i jesteś kompletnie załamany!
Ja przerabiam podobny schemat od ponad dwóch lat. Jestem w defensywie. Jak Ruskie na Ukrainie. Nie mogąc zrealizować coraz skromniejszych planów! Jeśli jest mi pisane, niebawem dociągnę do 60-tki. Ale już odczuwam starzenie się organizmu. A broniąc się przed starością, czuję się, jakbym walczył z wiatrakami. Bo niby coś tam jeszcze mogę, lecz już nie za wiele. Stąd moje 1.253.482 zastanowienie się nad sensem istnienia. Teraz wybawienia szukam w crossficie, a nie w medykamentach lub w leżeniu na kozetce u psychoterapeuty, który wciskałby mi wyświechtane powiedzonka o byciu silnym, o wierze w siebie, o pozytywnym nastawieniu do świata i inne gówniane regułki w które sam nie wierzy.
Ale być może w mojej sytuacji bardziej pasowałoby stwierdzenie – postanowiłem profesjonalnie przygotować wiotczejący organizm do miękkiego lądowania w piachu. Uff! Ależ powiało wolą walki i optymizmem!
Oldboy65