Pomruki gasnącego wulkanu.
Czuję się jak gasnący wulkan w którym nadal drzemie ogromna siła, ale lawa nie wypływa tak intensywnie jak dawniej. A wybuchy nie są już tak dojmujące. Jednak nadal należy uważać aby nie znaleźć się w ich zasięgu lub nie poparzyć się stąpając po zastygłej skale. To takie metaforyczne podsumowanie wczorajszego biegania. Z którego już chciałem zrezygnować, ponieważ jestem coraz słabszy i z trudem zbieram się na trening. Ostatecznie z dwugodzinnym opóźnieniem ruszyłem na trasę.
Ale czuję energię jaka nadal tkwi we mnie, bo owymi wulkanicznymi wybuchami są moje zmagania ze sztangą. Ćwiczenia na zasadach crossfitu. Dążenie do wyciśnięcia 100kg po latach przerwy, aby chociaż troszeczkę było jak dawniej. Do tego dochodzi uporczywe wpatrywanie się we własne brzuszysko. Bo nasza energia właśnie stamtąd pochodzi! A nadmierny tłuszcz który często tam gromadzimy, pozbawia nas jej, odbierając chęć do życia! Dlatego muszę coś z tym zrobić, ponieważ jeszcze nikomu nie udało się pozbyć nadmiaru tłuszczu od samego wpatrywania się w tkwiący pod skórą problem.
Sorki. Miało być o treningu. O bieganiu po marzenia. O tym, że bieganie uskrzydla oraz o tym, że ludzie aktywni są lepsi od tych nieaktywnych. Gówno prawda! Może są lepsi, ale tylko odrobinkę. Co tam jeszcze? Nie zabrałem lampki do oświetlania trasy biegu i połowę treningu przebiegłem w ciemnościach, ale na szczęście gleby nie zaliczyłem. Jednak warto było. Bo zawsze jest warto zmusić się do czegoś, czego się nie chce zrobić, ale w głębi duszy czuje się, że zrobić się powinno.
Oldboy65