Świąteczna Gorączka!
Do ostatniej chwili czekałem na fajrant. Robiłem swoje, lecz w głowie miałem lekki niepokój. Nie cieszyłem się jeszcze z dodatkowego dnia wolnego, bo nie chciałem zapeszać. Dlatego, że na zakładzie zapanowała Świąteczna Gorączka! Epidemia dosięgająca każdego roku niektórych kolegów tuż przed świętami i wówczas wychodzi koleżeństwo. Czyli to, gdzie mają nas koledzy. A mają nas w głębokim poważaniu. Po prostu idą do lekarza, żeby dostać szemrane zwolnienie lekarskie i spędzić święta w domu z rodziną. A raczej z pilotem od telewizora. Bo nie wierzę, że po to symulowali jakąś chorobę, aby później rzucić się w wir świątecznych przygotowań i pomagać żonie w lepieniu pierożków, gotowaniu barszczu, sprzątaniu mieszkania, czy w czymkolwiek innym. A może chcieli więcej czasu spędzić z dzieckiem? Porozmawiać? Przeczytać maluchowi bajeczkę? Czy trochę się powygłupiać, żeby dzieciak się nie nudził i nie przeszkadzał w przygotowaniach do Wigilii.
Musiałbym na głowę upaść, aby uwierzyć w to, że ktoś, kto jest zdolny do „wystawienia” kolegów, będzie angażował się we własnym domu. Pilot cyk, telewizor, browar i to wszystko! O tym marzył. To mu się przecież od życia należy. Nie po to się żenił, aby teraz w kuchni zapitalać. Ostatecznie wyniesie śmieci, by nie było, że nic nie robi! A co!? Wysili się. Za to oczywiście dodatkowy browar się należy!
Uff! Dotrwałem. Mnie się udało. Ale innym kolegom szef musiał zabrać zaplanowany wolny dzień żeby obsadzić stanowiska pracy. A gdzieś tam na mieście w którymś domu, będzie się kolejny browar otwierał, albo poleją wódeczkę koledzy zadowoleni z siebie oraz z tego, że są tak życiowo zaradni…
Oldboy65