Dzień Świstaka synonim powtarzalności
Dzień Świstaka to doroczne święto obchodzone 2 lutego w USA i Kanadzie. Co roku w tym terminie wabi się świstaka z jego norki. Jeśli zwierzę zobaczy swój cień w słoneczny poranek i wróci do norki, to zima trwać będzie przez kolejne 6 tygodni. A jeśli nie, ponieważ tego dnia nie będzie słońca, lecz pochmurno lub mgliście, oznacza to, że wiosna jest już blisko.
Świstak o imieniu Phil, na podstawie którego opinii będzie wiadomo czy można schować łopaty do odśnieżania, czy lepiej mieć je jeszcze pod ręką, zamieszkuje miasteczko Punxsutawney w Pensylwanii. Dokąd każdego roku zjeżdżają tłumy pielgrzymów, czekając na to, co oznajmi ten wróżbita. Jednak nikt nie jest nieomylny – nawet świstak, bo Phil często się myli. Ale czy byłoby to wystarczającym powodem aby zrezygnować z tego święta?
Dzień Świstaka, to również film z 1993 roku opowiadający o tym wydarzeniu. Zniechęcony dotychczasowym życiem prezenter telewizyjnej prognozy pogody, wyjeżdża do miasteczka Punxsutawney, aby relacjonować coroczne Święto Świstaka, przepowiadające nadejście wiosny, albo dalszą część zimy. Wieczorem dochodzi do wniosku, że to najgorszy dzień w jego życiu. Budząc się następnego ranka, z przerażeniem stwierdza, że znów jest 2 lutego i tak powtarza się wiele razy!!! Dla Phila czas stanął w miejscu. Dlatego każdego dnia musi przeżywać wciąż to samo!
Dla mnie Dzień Świstaka jest symbolem upokarzającej powtarzalności własnych błędów! Bo wieczorem dnia poprzedniego kładę się spać z gorącym postanowieniem poprawy. Co często mi się zdarza. P.O.S.T.A.N.O.W.I.E.N.I.E.M.! Brzmi nieźle. Postanawiam, że nie będę używał brzydkich wyrazów, to akurat pierdołowate postanowienie. Dlatego, że ktoś może rzucać mięsem na lewo i prawo, jednocześnie wiodąc pogodne życie. Powiedzmy, że to swoisty, wulgarny dizajn tej osoby. Za którym w gruncie rzeczy nic złego się nie kryje. Jest przekliniakiem i nic więcej.
Ja mam swoje postanowienia z których nic nie wychodzi. Dlatego film Dzień Świstaka – stał się dla mnie synonim powtarzalności. Bo nowy dzień. Jest kolejnym dniem z tymi samymi błędami. Jest wierną kopią poprzednich nieudanych dni. Jakbym wiele lat temu ugrzązł w niekończącym się błocie przeznaczenia i mozolnie brnął przed siebie. Co chwilę zapadając się w tym grzęzawisku. Padając na pysk i podnosząc się po raz kolejny. Zgarniając z obrzydzeniem ręką błotną breję z twarzy. A następnie zawzięcie usiłując postawić kolejny krok!
Bolą mnie te przemyślenia. Bo zawziętość z wiekiem wygasa i coraz trudniej jest mi się zmobilizować. Świadomość własnych niedoskonałości też mi doskwiera i boli jak drzazga we fiucie. Dlatego irytuje mnie ten Co – dzień Świstaka. Ale staram się przez ten dzień przebrnąć. Przecież później będzie następny, a po nim kolejny i tak dalej.
Być może z tego tekstu nic nie wynika. Ale czy nie odnieśliście wrażenia, że Wasze kolejne dni, podobne są do poprzednich? Że znowu czegoś nie zrobiliście? Że ponownie coś ważnego odłożyliście na później? Że po raz kolejny popełniliście ten sam błąd? Że coś spieprzyliście? Jeśli tak, to polecam obejrzeć film Dzień Świstaka. Tak dla refleksji, dla przemyślenia własnego życia. O ile zastanawiacie się czasami nad sobą…
Oldboy65
PS. „Dzień Świstaka” (Premiera filmu odbyła się 04 lutego 1993r.) Reżyseria: Harold Ramis, scenariusz: Harold Ramis i Danny Rubin, w rolach głównych występują: Bill Murray i Andie MacDowell.