Oswajanie człowieka
Pan Henio był wniebowzięty. – Co najmniej trzy lata pracy, a może nawet cztery lub pięć. Ale efekty są! – próbował sobie przypomnieć od kiedy rozpoczął prywatną prospołeczną akcję. Akcję oswajania człowieka. Bo pan Henio od czasu do czasu potrafi znaleźć jakieś inspirujące zajęcie. Tym razem padło na oswajanie istoty ludzkiej.
Ale jaki był tego cel? Po prostu chciał chłopaka trochę ośmielić. Wbić mu do łba to, że są ludzie którzy go zauważają. Że nawet w takim oceanie gówna, jakim jest życie człowieka. Można znaleźć wyspy życzliwości. Ba! Nawet całe archipelagi!
Obiektem heniowej obróbki stał się jeden z pracowników firmy – pracownik gospodarczy, którego spotykał kilka razy w miesiącu. Mały, z metra cięty. Zahukany. Niezbyt urodziwy. Wyobcowany. W średnim wieku. Ze sposobu poruszania się, można by go posądzić nawet o autyzm. Bo zawsze chodzi ze zwieszoną głową. Nigdy na nikogo nie spogląda. Ale na sto procent patrzy przed siebie. Ot taka wycofana postawa.
Mężczyzna ten przypadkiem mieszka niedaleko pana Henia. Dwie bramy dalej. Albo dwie bramy bliżej. Zależy od której strony na to spojrzeć. Bo heniowy „apartamentowiec”. Na Górnym Śląsku zwany elegancko „familokiem” Posiada dziesięć klatek schodowych. W takim budynku mogła by się zmieścić nie jedna wioska. Rzecz jasna bez bydła, trzody chlewnej, czy ptactwa. Ale ze swoimi wiejskimi naleciałościami i gumowcami owszem.
No cóż. Cywilizacja. Podobno w Chinach na siłę przesiedlają z wiosek do miast miliony ludzi. Taka komunistyczna nonszalancja. Najwyraźniej ideologia wypaczonego Komunizmu im nie przeszła. Bo ludzi przesiedlają. Tylko zapominają o tym, że trzeba by było dać im pracę. A poza tym, biednych wieśniaków na utrzymanie się w mieście po prostu nie stać…
Wracając do badanego obiektu. Pomimo wyraźnej fizycznej dojrzałości, nadal mieszka z rodzicami. Z wyglądu oraz z zachowania. Prezentującymi zupełnie inną postawę. Postawę agresji. A pan henio wywęszy czubka z odległości kilometra! Ruchliwi. Nadpobudliwi. Również niewysocy. Z pewnością zdominowali chłopaka. Stłamsili go na sto procent. Bo na innych ludzi patrzą spode łba. Można powiedzieć złowrogo. Dlatego synowi pewnie też dają nieźle popalić. Przy nich pan Henio śmiało mógłby uchodzić za oazę życzliwości…
– Udało się. Być może to tylko mikroskopijny sukces w moim życiu. Ale chłopak w końcu przemówił. A na moje „cześć” Odpowiedział; „Cześć. Witam” Nawet spojrzał na mnie i chyba się uśmiechnął. W każdym razie grymas na jego twarzy, z pewnością był namiastką nieśmiałego uśmiechu.
– Możliwe, że sam nie tryskając optymizmem. Życzliwym zachowaniem, tchnąłem w duszę tego człowieka, mikroskopijną cząstkę nadziei. Wiary w siebie. Szczyptę czegoś wartościowego… Bo takie zwykłe powitanie, dla wielu z nas, może nie mieć większego znaczenia. Jest banalną grzecznością. Witamy się od niechcenia i już. Ale z pewnością dla niektórych ludzi, zwłaszcza tych wyalienowanych, znaczenie może mieć ogromne!
Oldboy65
Oswajanie człowieka – Księga Codzienności cz. 55