Ręka Boga
Od kilku miesięcy próbuję odbić się od biegowego dna. Każdy trening jest obecnie dla mnie siermiężną walką ze zniechęceniem. Bo jeśli organizm jest słaby – nie pozwoli na zbyt wiele. Ale można swoje robić i weryfikując własne aspiracje, ułożyć nowy plan działania. A zniechęcenie któremu się poddajemy, z czasem na nic nam nie pozwoli. Najpierw skrócimy dystans. Później zaczniemy wolniej biegać. Następnie odpuścimy jeden trening. Później drugi, trzeci i tak dalej. Przestaniemy robić cokolwiek! To samo dotyczy każdej działalności naszego życia, nie tylko sportowej. Zniechęcić można się do wszystkiego. Zdarzają sie ludzie, którzy zniechęcają się do życia i postanawiają je zakończyć.
Wczoraj podczas „morderczej” asfaltowej 11-tki, zrobionej w tempie spacerowym 6:15 min/km Wycieńczony kilkoma kilometrami biegu, wymamrotałem błagalnie pod nosem; „Boże dopomóż!” Wtem rozstąpiły się chmury. A z nich wyłoniła się karząca ręka Boga. I usłyszałem gniewne zapytanie Wszechmogącego; „Dlaczego łajzo prosisz mnie o pomoc, skoro we mnie nie wierzysz???!!!”
…
Zdjęcie z wczorajszego treningu. Dzisiaj za oknem jest prawdziwa zima. Aha! Nic niezdrowego nie palę. Tak tylko o Bogu wspomniałem.
Oldboy65