Szalony weekend z teatrem!
Wrocławski Teatr Komedia. Na zdjęciu od lewej – Paweł Okoński, Justyna Szafran i Mariusz Ochociński
Ale dlaczego zaraz szalony? Dlatego, że w piątek pojechaliśmy do oddalonego o ponad 70km Teatru Komedia we Wrocławiu > https://teatrkomedia.com, a w sobotę byliśmy 400km dalej, w warszawskim Teatrze Syrena. W sumie pokonaliśmy około tysiąc kilometrów, żeby dwa razy zasiąść na widowni. A ludziom często nie chce się iść do salonu, aby obejrzeć film w telewizorze. Dlatego montują telewizory w sypialniach. Ohyda!
Ale teatr to teatr. Tutaj żaden sąsiad nie zapuka do naszych drzwi, przychodząc po to, aby pożyczyć wiertarkę. Żona nie wygoni do piwnicy po ziemniaki. Namolny dzieciak, nie będzie zawracał głowy pytaniami, na które nie znamy odpowiedzi. W teatrze nie ma popcornu, tak jak w kinach! Dwie, trzy godziny bez popcornu i coli! Totalne szaleństwo! Bo trzeba jeszcze na grzbiet jakieś oględne wdzianko wciągnąć, aby wizualnie od innych nie odstawać. No chyba, że ktoś chce zabłysnąć, to wbija się w garniak oraz wypastowane adidasy i już od samego wejścia ma fanów!
Wrocławski Teatr Komedii i „Judy na końcu tęczy.” Może to było i śmieszne, lecz w konwencji czarnej komedii. Bo życie Judy Garland to prawdziwa tragedia i to nie z jej winy. Ona nie była artystką której odwaliło, dlatego zaczęła chlać wódkę i wciągać zioło. Ona od dziecka stała się maszynką do robienia pieniędzy. Molestowana. Faszerowana lekami na bezsenność i narkotykami na pobudzenie, aby mogła harować po kilkanaście godzin dziennie i to non stop. Dzień za dniem. Krezusi show biznesu zarabiali dzięki niej miliony, a ona jako nastolatka otrzymywała trochę więcej pieniędzy od właściciela psa, który wypożyczał zwierzaka na potrzeby filmu.
Wrocławskie przedstawienie obejmuje ostatnie miesiące z życia Judy. Dwa lata wcześniej byłem w kinie na wzruszającym filmie Judy – również na temat końcowego okresu życia artystki. Z niesamowitą rolą Renee Zellweger! We Wrocławiu królowała natomiast Justyna Szafran. Ależ Ona wspaniale śpiewała! Ale nie porównuję jej do Judy Garland, gdyż byłoby to bez sensu. To zupełnie inne śpiewanie, poza tym byliśmy w teatrze właśnie dla pani Justyny!
Judy Garland – Somewhere Over the Rainbow
W drodze powrotnej do domu rozmyślałem o tym, jak podli potrafimy być dla siebie. Jedni mniej, inni więcej, ale zawsze. Ja pewnie też robię jakieś podłostki. Jeśli nie celowo, to z pewnością bezmyślnie, mimochodem i nawet o tym nie wiem. Faszerujemy się wzajemnymi podłościami, a później wszyscy mamy żal o to, że świat jest zły, lecz jest dokładnie taki, jakim go razem tworzymy.
..
Dochodziła północ zanim poszliśmy spać, a wcześnie rano wybieraliśmy się w drogę do Warszawy. Pociągiem. Może i nie szybciej, lecz bez stresu. Bo jako kierowca, w wielkim mieście czuję się jak liliput w krainie olbrzymów. Ale mogliśmy jeszcze dospać po drodze, zerknąć do książki, lub wpatrywać się w mijające krajobrazy. Ja zabrałem ze sobą „Zagładę i czekoladki” Abelarda Gizy, którą w drodze powrotnej dokończyłem. Do stolicy dotarliśmy prawie bez opóźnienia.
W Warszawie czekała na nas Rodzina Adamsów w Teatrze Syrena > https://teatrsyrena.pl Był to musical w klasycznym wykonaniu, lecz już na początku było ciekawie. Zanim się zaczęło. Pyszne wino hiszpańskie, serniczek i rozmowa w teatralnej kawiarni z ??? No nie wiem – barmanem? A właściwie przysłuchiwanie się rozmowie. Bo nie mam śmiałości na takie pogaduszki, ale po kilku zdaniach które usłyszałem, stwierdziłem że był to barman teatralny z krwi i kości, a nie gość polewający wódę lub piwo i serwujący do tego, śledzia z grudkami soli i cebulą, lub zeszłoroczne kabanosy.
Warszawski Teatr Syrena i Rodzina Adamsów w pełnym składzie
Chwilę później się zaczęło! Od legendarnej, adamsowskiej ręki, która tym razem nie wędrowała samodzielnie po świecie, tylko w świetle reflektora pokazywała na migi, aby wyciszyć telefony, nie robić zdjęć oraz nie gadać!
I już byliśmy ubawieni. Scenografia interesująca, a fabuła prosta jak konstrukcja wiadra, lecz tak właśnie powinno być! Luz w czaszkach u osób na widowni, a nie przemyślenia o końcu świata, czy o inwazji zmutowanych chomików!
Muzyka, taniec, śpiew i dialogi, jak balsam dla duszy docierały do nas ze sceny. To była prawdziwa rodzina Adamsów. Jedna z wielu, jakich są na świecie miliony. Właściwie to wszyscy powinniśmy nazywać się Adamsami, ponieważ każdy z nas ma swoje dziwactwa, lęki, urojenia, fobie i uprzedzenia oraz!!! To najważniejsze – chore rodzinne układy! Być może to dobrze, że jest taka różnorodność, bo gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, na świecie wiałoby straszliwą nudą!
W rewanżu, za niezłą porcję teatru, zaprosiłem Żonę na gruzińską kolację. Do naszej ulubionej Małej Gruzji >http://www.mala-gruzja.pl Restauracji położonej nieopodal Dworca Centralnego. A później przed nami został powrót do domu, pociągiem odjeżdżającym tuż przed północą.
Oldboy65
Szczerze zachęcam do obejrzenia spektaklu „Judy na końcu tęczy” we Wrocławiu oraz musicalu „Rodzina Adamsów” w Warszawie. Jeśli chodzi o tą rodzinkę, to temat niby jest ograny – filmy, przedstawienia, musicale, ale zawsze pokazane jest to inaczej i zawsze ciekawie.
Polecam bardzo ciekawy artykuł z Vogue dotyczący Judy Garland – https://www.vogue.pl/a/judy-garland-po-ciemnej-stronie-teczy
Polecam również znakomitą recenzję filmu „Judy” na kanale Tomasza Raczka, zwłaszcza dlatego, że opowiada On o życiu artystki > https://www.youtube.com/watch?v=jQpLux-M9dY