Oczy pełne zachwytu!
Ateneum, tak nazywano świątynię bogini Ateny w starożytnej Grecji. Tak samo Cesarz Hadrian, nazwał pierwszą państwową szkołę wyższą w starożytnym Rzymie, założoną przez niego w 135 roku. W której wykładano prawo, filozofię, retorykę i gramatykę. Ateneum, to również nazwa warszawskiego teatru, którego otwarcie nastąpiło 5 października 1928r. i już ponad 90 lat, pełni on funkcję świątyni kultury. O czym miałem okazję przekonać się w piątek.
Ale najpierw była droga przez mękę. Bo niecałe dwie godziny po ostatniej nocnej zmianie wsiadaliśmy do porannego pociągu. Nie łudziłem się nawet, że pośpię w drodze do Warszawy. Dlatego, że mój organizm jest niesłychanie złośliwy i nic na to nie poradzę! Z trudem przedrzemałem nieco ponad godzinkę po nieprzespanej nocy. Następnie w hotelu wcisnąłem do organizmu dodatkowe pół godziny snu i tym musiałem się zadowolić.
Wieczorem dotarliśmy do teatru bez problemu. Lampka wina w teatralnej kawiarence i tuż przed sztuką okazało się, że musimy biegusiem udać się do innego budynku mieszczącego Scenę 20, gdzie wystawiano Kwartet! Uff! Zdążyliśmy. Tak wyglądał nasz debiut w teatrze na warszawskim Powiślu.
Kwartet – Ronalda Harwooda jest sztuką brytyjskiego dramaturga, powieściopisarza oraz scenarzysty filmowego. Nagrodzonego Oscarem w 2002 roku za scenariusz adaptowany „Pianisty” Romana Polańskiego.
Akcja spektaklu dzieje się w domu spokojnej starości dla artystów. Trafiają tam m.in. sceniczni partnerzy słynnego niegdyś kwartetu. Jedna z par słynnej czwórki była nawet małżeństwem. Niezbyt długo – to w ich przypadku przydługie określenie. Tam też na miejscowym występie, spróbują odtworzyć kwartet Giuseppe Verdiego z IV aktu opery Rigoletto, dzięki któremu wiele lat temu zasłynęli…
Wystarczyło kilka zdań pierwszego dialogu i zapomniałem o bezsenności, gdyż od pierwszych chwil przedstawienia byłem pod wrażeniem gry aktorów. Ale nie tylko ja. Bo zauważyłem siedzącą w pierwszym rzędzie dziewczynkę. Najwyżej 12-to letnią. Która jak zahipnotyzowana wpatrywała się w mima w śnieżnobiałym stroju pierrot, rozpoczynającego każdą kolejną scenę. Nigdy nie widziałem takiego zachwytu na twarzy drugiego człowieka! Zerkałem na nią ukradkiem, gdyż jest to wspaniały widok, zobaczyć jak inni ludzie potrafią się bezgranicznie zachwycać!
We mnie również aktorzy wzbudzili pozytywne emocje. Zabawne złośliwości, przekomarzania, wspomnienia czasów chwały i popularności. Mieli co wspominać. A teraz pochłaniała ich starość w domu spokojnej starości z którą muszą się pogodzić.
A jak będzie z nami? Jak MY poradzimy sobie ze starością? Czy będziemy mieli co wspominać?
Ja już gwiazdą, ani jakimś celebrytą nie zostanę. Ale będę mógł wspominać ten znakomity występ, na który jechaliśmy kilkaset kilometrów. Powiedzcie; kto będzie z rozrzewnieniem wspominał tysiące godzin spędzonych przed telewizorem? Być może ktoś taki się znajdzie.
Ale ja wolę mieć w pamięci Marzenę Trybałę, Magdalenę Zawadzką, Krzysztofa Tyńca i Krzysztofa Gosztyłę w znakomitych kreacjach Kwartetu – ich kwartetu, na scenie teatru Ateneum w Warszawie.
Ps. W rolę mima znakomicie wcieliła się Olga Gąsowska.
Oldboy65
Link do strony Teatru Ateneum > https://teatrateneum.pl