Deszczowa pętla izerska

Deszczowa pętla izerska

1 sierpnia, 2022 Off By oldboy

Lało niemiłosiernie, co najmniej od kwadransa. A ja nie przejmowałem się tym, że na zawodach w Górach Izerskich będę biegał w deszczu, tylko tym, że przemokną mi buty w drodze do biura zawodów. Ale każdy ma swoje zmartwienia.
Jadąc przez Lubomin musiałem zwolnić, ponieważ ściana deszczu ograniczała widoczność na drodze. Tak bardzo, że momentami nie widziałem asfaltu przed sobą. Jednak wszystko przemija i po kilku kolejnych minutach ulewa była również mglistym wspomnieniem, a podczas dalszej drogi padało wręcz symbolicznie.
Nie drażniło mnie to, że jest deszczowo, ponieważ prognoza pogody nie pozostawiała złudzeń. Dlatego nastawiłem się na bardzo mokrą imprezę. Ale sprawdzałem temperaturę. Jeśli byłoby poniżej 10 stopni, postanowiłem biec w kurtce przeciwdeszczowej. Jeżeli będzie cieplej, to bez niej, w spodenkach i koszulce. Na godzinnym biegu można sobie na to pozwolić. Ultrasi i półmaratończycy mieli większy problem. Dwie, trzy, pięć godzin lub więcej w deszczu przy temperaturze 10 stopni, to już powód do przemarznięcia. Dlatego, że coraz bardziej zmęczony organizm, znacznie mocniej odczuwa niską temperaturę.

Kiedy dojechałem do Szklarskiej Poręby nadal padało, lecz ludzie kręcili się po mieście. Lody, pizza, kebab, piwo, pamiątki – taka turystyczna krzątanina w czasie niepogody. Zaparkowałem niedaleko dworca PKP stając tak, abym skrawek szutru miał przed drzwiami, gdyż kałuże na parkingu były ogromne. Podreptałem do biura zawodów znajdującego się w budynku obok stadionu. A schodząc do niego kamiennymi schodami, widziałem jak z chmur wyłaniały się budynki miasteczka położonego poniżej dworca PKP, ale rozciągającego się za nim masywu Karkonoszy nie było widać ani przez chwilę.

W biurze tłoku nie było, pewnie dlatego, że przyjechałem znacznie wcześniej. Pobrałem pakiet startowy w którym był między innymi pasztet z cieciorki oraz inne drobiazgi i ruszyłem w kierunku mety zawodów, ponieważ powinni nadciągać pierwsi półmaratończycy. Po kilku minutach zjawił się zwycięzca biegu – Jacek Sobas, a za nim nadbiegali kolejni. Zrobiłem kilka zdjęć i poszedłem schować się do samochodu, bo stanie na deszczu było bez sensu. Padało cały czas, raz mocniej, raz słabiej, ale nieustannie. Przebrałem się w samochodzie i udałem się na deszczową rozgrzewkę. To znaczy potruchtać, gdyż w swojej karierze zrobiłem tylko jedną jedyną profesjonalną rozgrzewkę we Wrocławiu z kolegą Radkiem przed zawodami z cyklu City Trail i na tym moje rozgrzewanie się skończyło.

Ruszyliśmy przez dmuchaną bramę startową stojącą przed dworcem kolejowym. Najpierw pokonaliśmy liczne kałuże na szutrowym parkingu. Później było kilkaset metrów asfaltowego podbiegu. Biegłem znacznie szybciej niż zakładałem. Mój plan na ten start był bardzo prosty, lecz tym razem okazało się, że zbyt prosty! Bo od samego początku rozchodził się z rzeczywistością. Pierwszy kilometr pokonałem w tempie 5:19min/km, ze sporym luzem w płucach i kopytach. Drugi też był łatwy, po 5:34. Trzeci – 5:29 To była asfaltowa część trasy. Trochę w górę, trochę w dół – nic szczególnego. Później zaczęło się górskie bieganie. Mocny podbieg kamienną drogą na wysokość 944m Co dawało około +250m w pionie od linii startu. Ale i na tym fragmencie biegłem znacznie szybciej niż zakładałem.

Do piątego kilometra było nieźle. Na punkcie z napojami nawet nie zwolniłem. Dalej biegliśmy na opadającej trasie. 5:08, 4:30, 4:15 itd. Zupełnie nie wiem skąd mi się to bierze, bo na treningach ledwo powłóczę nogami. Ale fachowcy mówią, że lepiej biec na zawodach szybciej niż na treningach, bo odwrotnie to nie wypada. Chociaż niektórzy wypalają się na treningach zbyt bardzo i na zawodach są zupełnie bez formy! A może głowa im siada? Ja też tak mam. Nigdy nie biegnę na maksa z jakiejś obawy o zdrowie, albo o to, żeby nie stać się gwiazdą TVN-owskiego newsa, jako ofiara biegania! Pamiętacie pewnie takie sensacyjne informacje o tym, że gdzieś, jakiś biegacz wymeldował się z tego świata. Ale zupełnie zapomniano o tych, którzy zostali!!!

Tym razem pobiegłem zdecydowanie za wolno. Ale nie będę wciskał Wam kitu, że wolniej o piętnaście minut, tylko o 2-3 minutki, bo na nieco szybszy bieg było mnie stać na pierwszej części wyścigu. Zadowolony jestem jednak z tego, że nadal mogę biegać na niezłym poziomie. Co prawda odstaję od czołówki w swojej kategorii, ale może jeszcze ich dogonię! Ostatecznie na mecie byłem 44-ty na 164 osoby w klasyfikacji generalnej. Zajmując 7 m-ce w kat. M50 na 13-tu rywali. Mój czas na 10km dystansie wyniósł 00:53:22 – średnie tempo 5:12min/km

Oldboy65

Link do wyników > https://wyniki.datasport.pl/results3670/