Syndrom dnia poprzedniego
– Kac przy tym jest jak zwykły katar przy zapaleniu płuc! – pan Henio postanowił rozpocząć proces użalania się nad sobą – istny koszmar. Ale możliwe, że to pomoże?
Zastanowił się chwilkę i zdecydowanym ruchem otworzył lodówkę sięgając po rezerwowe piwo. Takie trzymane na czarną godzinę. Ale od kilku dni, a może nawet od dni kilkunastu, czarnych godzin na szczęście nie było.
– Tym razem pojechałem po bandzie i na co mi to qwa było? – Zaczęła się heniowa wyliczanka – najpierw wypiłem piwo, jako lek na zniechęcenie. Później gin z tonikiem, aby ukoić zmartwienie z powodu bólu kolana. Właściwie to odrobinę toniku z ginem, a powinno być zupełnie odwrotnie. Później była resztka burbona z colą, gdyż flaszka niepotrzebnie zajmowała miejsce w barku. A barek to nie kondon, nie rozciągnie się! I żeby zrobić miejsce na coś nowego, trzeba wypić to, co w barku zalega.
Taa! Żeby tylko na tym się skończyło, to dzisiaj byłby najwyżej klasyczny kac! Ale nie! Musiał być jeszcze kosmiczny de-se-rek! – już zaczął rozglądać się za tym, w co by tu ze złości przypieprzyć głową. Ale rozmyślił się, bo głowa i bez potencjalnego uderzenia w beton bolała jak diabli!
– Deserek! Śliwki w czekoladzie przed snem i to po zabójczej alkoholowej mieszaninie! – głupi byłeś, jesteś i głupi będziesz do śmierci.
Skarcił się w myślach pan Henio wypijając pierwszy łyk piwa. Na szczęście dzisiaj nie musiał iść do pracy. Ale dopiero rozpoczynający się dzień, uznał już za zmarnowany. Bo leczenie się czym popadnie, zamiast robienia czegoś sensownego, to nic innego jak marnowanie czasu. A najpierw była szklanka wody mineralnej. Później kubek herbaty z cukrem i cytryną. Następnie jogurt, który też nie pomógł. Szklanka coli. Mała kawa z mleczkiem, a teraz piwo.
– Qwa! Chyba się zagalopowałem! – wystraszył się na dobre pan Henio, analizując to, co wypił na poprawienie funkcjonowania rozstrojonego organizmu.
– Jak to przetrwam bez sraczki, będzie istny cud! – dokończył pić piwo z ulubionego szklanego kufla na którym widniała starodawna armata, a za nią stał gotowy do strzału artylerzysta srebrnogórskiej twierdzy i postanowił poczekać na skutki, tym razem bezalkoholowej leczniczej mieszanki.
Oldboy65
„Syndrom dnia poprzedniego” – Księga Codzienności cz. 48