Zawsze do przodu!!!
Powoli i z wielkim trudem oswajam się z myślą, że już nigdy nie będę mógł biegać na wynik. Rywalizować z rówieśnikami tak jak dawniej, aby od czasu do czasu stanąć na pudle. Dla podbudowania własnego EGO. Bo jaki byłby sens mojej walki? Przecież nawet niewielki sukcesik cieszy. Zwłaszcza wówczas, gdy tracimy sens życia na moment, albo na dłużej. A tu masz! Trenujesz w wolnych chwilach. Wygrywasz zawody w kategorii, stajesz na pudle, albo poprawiasz wynik na danej trasie i to o kilka minut! Jesteś wielki, przynajmniej we własnych oczach! Nie ważne, że nie są to Mistrzostwa Świata, albo Olimpiada tylko kameralne zawody w jakimś miasteczku, albo wiosce. To Twój sukces, dlatego cieszy bardziej od osiągnięć innych ludzi. Z których dla Ciebie nic nie wynika.
Brak możliwości szybkiego biegania zastąpiłem nudnym truchtem, co ostatecznie skłoniło mnie do poszukania czegoś nowego. Stąd moje uważne spojrzenie na crossfit, lecz nie w czystej formie która zeszła na manowce. Nabierając dziwacznej treści. Faceci napakowani jak kulturyści, a kobiety bez piersi, ale z klatkami piersiowymi oraz masywnymi udami, jakich nie powstydziłby się legendarny Conan Barbarzyńca! Brr! My ludzie mamy skłonności do przesady. Do przechodzenia ze skrajności w skrajność.
Dlatego postanowiłem z crossfitu wyrwać coś dla siebie. Sięgnąć do esencji tej dyscypliny i stworzyć trening jaki będzie mnie zadowalał. Żadnych milionów powtórzeń w tempie robota najnowszej generacji z ciężarami godnym największego osiłka w mieście. Co nie znaczy, że będę się obijał. Z biegania nie chcę rezygnować, ponieważ to znakomita zabawa. Zwłaszcza bieganie w terenie. Niestety muszę tą aktywność znacznie ograniczyć. Ale życie nie lubi próżni. Dlatego trening ogólnorozwojowy częściowo zastąpi czas jaki dawniej spędzałem na biegowych ścieżkach.
Wspominam o tym dlatego, że nie należę do ludzi którzy się poddają. Ja po prostu omijam niewygodne przeszkody, podkopuję się pod nimi, lub przeskakuję, żeby tylko dostać się na drugą stronę i brnąć dalej!
To nie honorowo? Omijanie, kluczenie, zmienianie własnych zainteresowań lub poglądów? W nosie to mam. Życie to nie zawody. W życiu nie ma ścisłych reguł. Owszem są nieprzekraczalne granice, ale pomiędzy nimi jest sporo luzu na naszą niczym nieskrępowaną kreatywność. Najważniejsze to nie krzywdzić swoją działalnością siebie i innych ludzi!
Taką drogę każdemu polecam. Stąd ten wpis, bo może ktoś, kto wątpi w siebie oraz w sens życia i z takiego podejścia skorzysta, ruszając przed siebie! Bo co mamy do stracenia? Możemy gnuśnieć użalając się nad sobą, albo obejść życiową przeszkodę i iść dalej!
Oldboy65