Mój Terminal!

Mój Terminal!

10 grudnia, 2018 0 By oldboy

Wygląda na to, że zasiedzę się na lotnisku, co najmniej tak długo jak Tom Hanks w filmie Stevena Spielberga pod tytułem „Terminal” (2004r.) Ale Viktor Navorski (Tom Hanks) miał pecha, ponieważ przybył do USA z kraju położonym w Europie Wschodniej, w którym dokonano zamachu stanu. Amerykańskie władze nie uznały paszportu Viktora, zmuszając go tym samym do przymusowego koczowania na lotnisku. Nie pamiętam ile czasu zeszło bohaterowi na lotniskowym pobycie i nie wiem, ile ja się w swoim airporcie zatrzymam.

Tylko, że ja utknąłem na nim na własne żądanie. Sam postanowiłem, że nie ruszę w miasto, dopóki nie będę umiał podstawowych zwrotów w języku Szekspira, umożliwiających mi swobodne komunikowanie się na tym obiekcie. Mam na myśli podstawowe sprawy, takie jak kupno biletu, przebrnięcie przez odprawę bagażu, odprawę celną, lub banalne zamówienie małej czarnej oraz croissanta. Na razie chińszczyzna, czy język angielski, to dla mnie jedno i to samo, bo żadnego z tych języków nie znam.

Zupełnie nie rozumiem, jak można na dom mówić haus? Dom to dom, a nie jakiś haus. A nasze „nie” to nie. Czasami używa się innych słów, znacznie dłuższych, specjalnie dla tych, którzy nie mogą się oswoić z wypowiedzianym przez nas stanowczym „nie” Wówczas mówi się spier…., albo odpier… się, lecz to już inna sprawa. Ludzie wyjątkowo namolni oraz wybitnie nierozgarnięci muszą usłyszeć coś ekstra, aby do nich dotarło. Natomiast Anglicy mają kilka swoich „nie” i to wyrażeń kulturalnych, powszechnie stosowanych w zależności od potrzeb. Nie, to u nich może być; don’t, no, not. Oni uwielbiają również przestawiać słowa, albo stosować ich znacznie więcej niż my. Czasami na pięć naszych słów w zdaniu, u nich przypadnie siedem, osiem, albo tylko cztery, lub również pięć i bądź tu mądry człowieku!

Zasiedzę się na tym terminalu, oj zasiedzę! A za oknem późno jesienna plucha. Na szczęście po kilku miesiącach edukacyjnej bezradności, pojawiło się światełko w tunelu! Sam je intuicyjnie słabnącym wzrokiem wypatrzyłem, dochodząc do wniosku, że nie ma się, co zastanawiać nad tym, dlaczego w ich języku jest tak, lub owak, bo po tym zastanawianiu się do łba nic nie wchodzi. Po prostu trzeba ordynarnie, po chamsku i bezmyślnie wkuwać słówka oraz zasady angielskojęzycznego bezsensu, by później klecić w miarę sensowne zdania. Najważniejsze, aby się dogadać. Nie wiem, w jakim stopniu język ten w przyszłości mi się przyda, bowiem nie zanosi się na to, abym na stare lata został globtroterem. Ale w życiu nigdy nic nie wiadomo!

OLDBOY65