„Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek”
Starzeję się? Zapewne jak każdy. Czuję się coraz słabszy. Dopadają mnie różne dolegliwości. Już bardzo dawno temu, prawie całkowicie wyłysiałem. Na mojej twarzy zadomowiły się liczne bruzdy oraz zmarszczki i nawet botoks nie dałby im rady. Mięśnie nie są tak sprawne jak kiedyś, lecz pogodziłem się z tym i nie szukam czegoś, co zatrzymałoby ten nieuchronny proces degradacji organizmu. Walczę jeszcze o jego spowolnienie, bo wiem, że warto być sprawnym jak najdłużej. Ale fizycznemu starzeniu się człowieka, towarzyszą przemiany mentalne, dotyczące poglądów oraz postrzegania świata. Jedni ludzie stają się coraz bardziej roszczeniowi i napastliwi, a inni łagodnieją tak jak ja. Przynajmniej takie mam odczucia w stosunku do własnej osoby. Przemiany dotyczą także kwestii filmowej. Na przykład u mnie zamiłowanie do filmów akcji, zostało zepchnięte na boczny tor, przez łagodniejsze obrazy. Przez coś, co daje radość oraz ukojenie i pozwala optymistycznie spojrzeć na realne życie. Ja wolałbym żyć myślą, że na świecie nie jest aż tak źle, że lata spędzone na Ziemi nie są zmarnowane i mają sens. Bez względu na to, czy ktoś wierzy w swoje kolejne wcielenie po śmierci, albo w Niebo lub Piekło, czy w to, że po śmierci nic po nim nie zostanie, a jego życie pęknie jak bańka mydlana – warto żyć myślą, że nasze życie ma jakikolwiek sens. Może dlatego staram się złagodnieć i stąd ten film – „Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek” zamiast kolejnej brutalnej akcji, strzelaniny i mordobicia.
Akcja filmu zaczyna się na wyspie Guernsey w czasie II Wojny Światowej. Podczas powrotu do domu, grupa przyjaciół zostaje zatrzymana przez wojskowy patrol, po godzinie policyjnej. Zatrzymani szukając alibi, wymyślili, że wracają ze spotkania „Stowarzyszenia miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek” unikając dotkliwych konsekwencji. Zdarzenie to staje się bodźcem do utworzenia prawdziwego stowarzyszenia, dzięki któremu łatwiej jest żyć w trudnych warunkach wojennej okupacji. Tuż po wojnie w 1946 roku pisarka Juliet Ashton otrzymuje list od Dawsey’a Adamsa – członka stowarzyszenia i tak nawiązuje się korespondencja, doprowadzająca do wizyty pisarki na wyspie. Poznanie tajemnic członków stowarzyszenia wywiera ogromny wpływ na Juliet Ashton… Dalej powinniście zobaczyć sami, bowiem jest to wspaniała opowieść o życiu, a gra aktorska, krajobrazy, klimat, to wszystko jest na najwyższym poziomie. Długo odkładałem obejrzenie tego filmu, ale jeśli zasiądzie się z Kobietą do przeglądanie zasobów Netflixa, często można zobaczyć to, czego samemu się nie wybrało i okazuje się to dobrym wyborem.
Ale ja nie o tym. Właściwie to zachwycił mnie jeden mały, niewinny fragment filmu; kiedy Juliet Ashton otrzymała pierścionek zaręczynowy i przez chwilę mu się przyglądała, jakby dopadły ją wątpliwości, czy chce żyć z mężczyzną, który jej się oświadczył. Dosłownie jedno ujęcie, jedno spojrzenie, krótka scena, ale tak wymowna, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie i już tylko ona jest godna obejrzenia. A całość? Jeśli lubicie filmy o życiu, mające pozytywne zakończenie, powinniście ten film koniecznie obejrzeć.
Oldoby65