Podkowa pełna wspomnień.

Podkowa pełna wspomnień.

8 października, 2019 0 By oldboy

Podkowa leśna – tak mi przez myśl przeszło, gdy spojrzałem na kawałek stali widoczny na zdjęciu, znaleziony w lesie, podczas jednego z październikowych treningów. Później doszło wspomnienie zamierzchłych czasów pamiętających epokę karbonu, w jakiej nasze ziemie ojczyste znajdowały się ok. 325 milionów lat temu, a może znacznie młodszej – epoce karbidu w której młodzieńcza fantazja nakłaniała mnie i moich rówieśników do wsadzania karbidu do nieszczelnej puszki i wrzucania jej do wody, by po chwili podziwiać skutki naszej pirotechnicznej nonszalancji bryzgające w powietrzu! Dla nas była to zabawa, ale kilkadziesiąt lat wcześniej, za niemieckiej okupacji oświetlano mieszkania lampami karbidowymi, bo Polak w walce o przetrwanie zawsze sobie poradzi. Niemcy natomiast znaleźli zastosowanie karbidu w celu wytruwania walczących powstańców warszawskich. Obecnie karbid powszechnie zwany acetylenkiem wapnia stosuje się m.in. do odstraszania kretów i nornic, o ile zdążą uciec ze swoich tuneli. Bo w ulotce pisze o odstraszaniu kretów, przez nieprzyjemny zapach substancji, ale jak przeczytacie tekst ze zrozumieniem, w którym widnieje, że trzeba do wszystkich otworów nasypać granulki karbidu, tym samym nie dając szans na ucieczkę robalowi, to raczej o odstraszaniu nie ma mowy…

Natomiast nam, pieprznięcie puszki napełnionej karbidem, który w kontakcie z wodą przeistaczał się w gaz,  sprawiało wiele radości, bo o niebezpieczeństwie tej zabawy nie myśleliśmy wcale. Podkowa i to leśna przypomniała mi też czasy, związane z podwarszawskim miasteczkiem o tej samej nazwie, gdzie przez kilkanaście dni stacjonowałem jako uczestnik letniej kolonii.

W naszym kolonialnym obiekcie, którym na czas wakacji, stała się miejscowa szkoła – działo się, gdyż wczesna młodość, to przeważnie głupoty we łbie i brak myślenia o świetlanej przyszłości, polegającej na zakładaniu rodziny, płodzeniu dzieci, by później latami harować jak wół w pocie czoła, na stworzoną przez siebie i z każdym dniem dorastającą hałastrę! Tymczasem w podwarszawskiej Podkowie, skończyło się na łomocie, który marchewami zrobionymi z ręczników oraz maczanymi w wodzie, dla wzmocnienia skuteczności ręcznikowej broni – dostał od nas, największy osiłek na kolonii, pragnący rządzić nami, młodszymi od siebie o 2-3 lata towarzyszami wakacyjnej przygody.

Wkrótce doszło do pojednania i poskromiony ciemiężyciel, został niekwestionowanym dilerem obrzydliwego, taniego wina, powszechnie kwasiborem zwanym. Dostarczając potajemnie, podłej jakości trunek, jako jedyny dostawca, bo z racji swej pełnoletniości uprawniony do nabycia alkoholu legalnie.

Biegłem dalej przez las z podkową w ręce, znalezioną w jesiennym lesie, rozmyślając o podwarszawskiej mieścinie, w której kiedyś, trzy tygodnie mej młodości szczęśliwie spędziłem. Wyrzucając ją ostatecznie, gdy dotarłem na kolejną błotnistą drogę. Bo niech ją ktoś inny sobie znajdzie i może tej osobie również przywiedzie na myśl, wspomnienia młodości skąpane w deszczu, utytłane w błocie i nieco nadgryzione rdzą żelastwo!

Oldboy65