Pijmy za drzewa…! – Księga codzienności
Pan Henio rozmyślał o sensie życia. Wiedział, że to jest głupie i bezsensowne, bo w jego wieku powinno się pić wódkę za to, żeby drzewa z których będzie zrobiona dla nas trumna, rosły jak najdłużej! I to pić, coraz częściej, a nie myśleć o życiu. Ale w dzień Wszystkich Świętych, gdy zapalały się miliony zniczy na grobach rodaków, w kraju który kochał mimo jego niedoskonałości – zawsze się roztkliwiał. Dlatego chcąc nie chcąc, myśli o życiu i śmierci oraz o ludziach którzy odeszli, lub jeszcze są i o swoim własnym istnieniu… Takie myśli przychodziły do głowy mimochodem, niczym komornik z sądowym nakazem ograbienia cię z wszystkiego, co posiadasz. Ciekawe, co po mnie zostanie? – pomyślał Henio – ilu ludzi będzie cieszyć się z tego powodu, że wyciągnąłem kopyta, a ilu osobom będzie przykro, że ich opuściłem? Taa! Zawsze może być gorzej – rozmyślał nadal – kopniesz w kalendarz i nikt tego nie zauważy. Najwyżej po kilku dniach, jakiś „zatroskany” sąsiad, zacznie się dobijać do twoich drzwi, gdy smród rozkładających się zwłok rozniesie się po całym budynku!
Czarne myśli zaczęły dominować w głowie pana Henia. Qwa – przeklął – nie mogliby przenieść tego święta na mniej ponury miesiąc? Na przykład na lipiec? W lipcu przynajmniej kobiety nie chodzą opatulone grubymi ciuchami, tak jak w listopadzie, dlatego jest znacznie przyjemniej. Bo upał to żadna przyjemność, ale raz jest, a innym razem go nie ma. Natomiast w listopadzie zawsze jest ponuro, nawet, gdy jest dobra pogoda. Tyle fajnych osób już nie ma – zadumał się ponownie pan Henio – ale wspomnienia pozostają! Tego nam nikt nie zabierze, chyba, że bezlitosny jaśnie pan Alzheimer, który na szczęście do wszystkich nie dociera. Alois Alzheimer, Niemiec! Czy to przypadek? – taka złośliwa myśl go naszła, ale zreflektował się natychmiast – dobrze, że wielu ludzi, bez względu na narodowość, dokłada coś od siebie, jak ten niemiecki neuropatolog. Coś z czego może korzystać cała ludzkość! Ale każdy kij ma dwa końce – zasępił się, gdy przez głowę przeszła mu myśl o II Wojnie Światowej, która skończyła się dawno temu, ale w rządowych mediach trąbią o niej tak często, jakby Niemcy skapitulowali dopiero rok temu!
Henio wspominał ludzi, którzy odeszli: Nie ma Piotra, z którym chodziło się po górach. Potężnego faceta o łagodnym usposobieniu, którego łagodność była wprost proporcjonalna do jego potężności! Nie ma Edka, który miał receptę nieomal na wszystko i nawet gdy zżerała go śmiertelna choroba, potrafił zatroskać się problemami innych ludzi, zapominając o sobie! Nie ma Irka – kumpla z pracy. Jedynego faceta, do którego pan Henio nie miał pretensji o nadmierne zdrabnianie swojego imienia, bo w jego ustach brzmiało to szczerze. Wszystkich innych, zdrabniających jego imię uważał za donosicieli, albo ludzi obrabiających mu tyłek. Bo według heniowej filozofii, nie ma najmniejszego powodu, aby kumpel, kumplowi zdrabniał imię, siląc się na obleśną czułość – chyba, że na niego donosi lub obgaduje i stara się zmniejszyć jego czujność! Irek natomiast jako jedyny był poza podejrzeniami. Nie ma już Teścia, którego papierosy suszone na piecu kaflowym, dostawały takiej mocy, że oczy wyłaziły na wierzch po zaciągnięciu się ich dymem, a zerwane i wysuszone przez niego włoskie orzechy niespotykanych rozmiarów, wiozło się do domu na drugi koniec kraju! Nie ma Teściowej, którą pamięta jako pogodną kobietę, a śliwek na słodko w occie lub pieczonego przez nią chleba nigdy nie zapomni. Nie ma Ojca, który chciał go ukształtować według swojej wizji, ale mu nie wyszło… Nie ma sąsiada krawca, obszywającego wszystkich za niewielkie pieniądze, dorabiającego w ten sposób do emerytury, który dobre słowo i życzliwość miał dla każdego za darmo! W sumie nie jest tak źle – pomyślał – skoro dobrze wspominam większość ludzi, którzy na zawsze odeszli.
Ciekawe, co po mnie zostanie? – pomyślał po raz kolejny. Wiem! – doznał olśnienia. Poproszę bliskich, żeby moje zwłoki spopielili gdy umrę, a prochy rozrzucili na przykład nad obsadzonym burakami polem, aby oprócz składników mineralnych oraz witamin w nich zawartych. Ludzie jedzący potrawy z buraka, wchłaniali heniowe rozmyślania, jakie z nawozem oraz popiołem zasilą buraczane pole i w ten sposób prawdopodobnie on Henio przetrwałby, jako mikroskopijne cząstki materii bezkresnego Świata!!!
Oldboy65
Pijmy za drzewa…! – Księga codzienności, cz. 3