
Zanim obudzą się demony
Pan Henio sączył piwo, rozmyślając przy tym o pierdołach, obserwował otoczenie. Dobrze, że czasy nachalnego i obrzydliwego namawiania do picia alkoholu już dawno minęły – pomyślał – gdyby nadal tak było, na sto procent nie przyszedłbym tutaj. Z pewnością nikt by się z tego powodu nie popłakał, lecz szkoda by było, nie być na pożegnalnej imprezie, jaką zorganizowali kumple odchodzący na emeryturę. Napij się, napij. Co ze mną się nie napijesz? Gniewasz się? Zdrowia Kazika, Joli, Zenka, Marty, wujka Józka, babci Krysi i bóg wie kogo, się nie napijesz? – tak to kiedyś wyglądało, wspominał. Psychopatyczni, alkoholowi dręczyciele byli obecni na każdej imprezie, bez względu na jej rangę. Na weselu, imprezie pracowniczej, integracyjnej, czy pożegnalnej, albo na prywatnym spotkaniu w większym gronie, z dobrym jedzeniem, piciem oraz tańcami. Wszędzie znalazł się jakiś Zdzisio albo Józio, który krążył po sali jak natrętna mucha, z misją namawiania do picia, która zakiełkowała w jego odurzonej alkoholem głowie. Dobrze, że te czasy już minęły – westchnął. Przynajmniej można posiedzieć przy stole, napić się w spokoju oraz najeść bez uczucia oddechu jakiegoś namolnego kretyna na grzbiecie.
Tymczasem zabawa trwała w najlepsze. Pan Henio mógł obserwować, jak bawią się inni ludzie. Dla niego zabawą było patrzenie na ludzi, bez podtekstów, czy jakiegoś bezsensownego i głupiego analizowania, który z nich zrobił coś nie tak, a kto zachowywał się zgodnie z zasadami savoir – vivre. Co zwykle bywało bardzo trudne po wychyleniu sporej ilości alkoholu, a czasami stawało się wręcz niemożliwe. On po prostu lubił patrzeć jak bawią się inni ludzie, gdyż sam tego nie potrafił. Taniec wydawał mu się nudnym zajęciem, a upicie się alkoholem, wcale nie otwierało w nim towarzyskiej duszy. Zachęcając bardziej do wymiotów, niż do wesołej zabawy. Ale w towarzystwie czuł się dobrze, chociaż na wszystko wolał patrzeć z boku, tak jak teraz.
Integracja – rozmyślał i z zadowoleniem podziwiał imprezową sztafetę pokoleń, bowiem na sali bawili się ludzie, między którymi było nawet 40 lat różnicy. Alkohol to nie wszystko – pomyślał – pozytywnie nastawieni ludzie, potrafią bawić się nawet bez niego. Ale na imprezie mało kto się oszczędzał i atmosfera zagęszczała się z każdą minutą…
Trzy godziny, na taki czas obliczył swoją obecność wśród ludzi, którzy coraz bardziej zalegali w objęciach Dionizosa. Trzeba będzie się zwijać, zanim obudzą się demony – pomyślał. Bo nie lubił patrzeć na to, jak z pozoru spokojni ludzie, zamieniali się w nudziarzy, agresorów, a nawet bestie.
Jednym słowem ludzi zupełnie nie podobnych do siebie, bo alkohol obnaża najgorsze cechy, jakie w każdym z nas drzemią, czekając na odpowiedni moment, aby się ujawnić…
Oldboy65
Zanim obudzą się demony… – Księga codzienności cz. 5