Złodzieje w krainie uczciwości
Wieczór nadciągał nieuchronne. Zmierzchało, dlatego z każdą chwilą robiło się szaro, ponuro i nieznośnie. Nadciąga mroczny klimat niczym z taniego horroru – pomyślał pan Henio, wpatrując się z niesmakiem w olbrzymią bryłę betonowego budynku, w którym mieszkał od lat. Ale nadal nie mógł się nadziwić, że na tak małej powierzchni tworzącej ową bryłę. Zarówno w głębi, w pionie, jak i w poziomie. Mieszka co najmniej 1000 osób według heniowego wyliczenia. Tysiąc osób, mój Boże! – przeleciało mu przez głowę, wyobrażenie tłumu ludzi stojących tuż przed nim – a wśród tych osób mnóstwo debili! Może jakąś statystykę warto by było w końcu zacząć prowadzić? Ale jeśli można by u jednych stwierdzić debilizm po wyglądzie, u innych dopiero po rozmowie, to u pozostałych byłby z tym kłopot jeszcze większy. Bo wyglądają normalnie, dlatego dopiero bliższa znajomość ujawnia ich umysłowe niedociągnięcia! Ciekawe do której z tych grup by mnie zakwalifikowali? – splunął przed siebie na myśl, że mógłby według oceny innych ludzi, do jakiejś grupy się załapać.
Niestety dojście do tego, ilu w moim bloku mieszka złodziei, byłoby jeszcze trudniejsze – zmienił kierunek swoich rozmyślań – Bo prawo stanowi o tym, że jeśli ktoś nie siedzi w kryminale, lecz znajduje się na wolności, to porządnym jest obywatelem. To w takim razie, kto qwa zajebał mój rower w tej krainie uczciwości? – na to pytanie nie spodziewał się odpowiedzi, bo jeśli coś zginęło, nigdy się już nie odnalazło.
Ale pal licho rower! Najważniejsze, że nie giną ludzie i to w sposób nie wyjaśniony, jak na przykład znikające bezpowrotnie statki w słynnym Trójkącie Bermudzkim! – uspokojony tą na poły optymistyczną myślą, ruszył w kierunku olbrzymiej betonowej bryły, coraz bardziej niknącej w ciemności wczesnego, jesiennego zmierzchu, zastanawiając się nad tym, skąd w nim tyle niechęci do ludzi?
Oldboy65
Księga Codzienności cz. 9